D. Sturis: Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji
Dionisios Sturis wraca z kontynuacją bestsellerowego tomu „Grecja. Gorzkie Pomarańcze”. Nagradzany autor domyka reporterski dyptyk o współczesnej Grecji. Opowiada intymną, bolesną, a zarazem uniwersalną historię o dojrzewaniu i konstruowaniu własnej tożsamości, i o tym, co znaczy być Grekiem, być Polakiem, lub w ogóle – mieć pochodzenie.
Apo pu ise? Skąd jesteś?– pytają siebie nawzajem Grecy, gdy chcą wiedzieć, z kim mają do czynienia. To niewinne pytanie – o geografię, rodzinną wioskę, o ojca – w ostatnich latach zyskało dodatkowe, mroczne oblicze: stało się okrzykiem bojowym faszystów. Często było to ostatnie pytanie, jakie słyszały ofiary ksenofobicznej przemocy – imigranci i uchodźcy, ale też niewystarczająco „greccy” Grecy, jak raper Pawlos Fisas, zabity przez nacjonalistów w 2013 roku – zanim zaczęły się ciosy. Kiedy mordercy z partii Złoty Świt stanęli przed sądem, rozpoczęła się walka o grecką demokrację.
Sturis wraca do Grecji bogatszy w doświadczenia z kilku lat dokumentowania jej losów i tworzy opowieść dojrzałą, głęboką, porywającą w swojej odwadze i szczerości.
Zachęcamy do lektury. Wydawnictwu Poznańskiemu, wydawcy książki „Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji”, dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji.
W czwartek, 16 września 2021 r., o godz. 19:30 zapraszamy do udziału w spotkaniu z autorem książki, Dionisiosem Sturisem.
Spotkanie odbędzie się w ramach Festiwalu Reportażu Młodego Pokolenia organizowanego przez księgarnię „Do Dzieła” we współpracy z RODM Łódź.
Weź udział w wydarzeniu!!!
„Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji”
(fragment)
Mały proces, wielki proces
[…] Nowa siedziba ateńskiego sądu apelacyjnego, Efetijo, ma ledwie sześć lat – olbrzymi, imponujący budynek z betonu, marmuru i szkła jest klimatyzowany, korytarze wewnątrz są szerokie i wysokie, a i tak wszędzie czuć papierosy. Tylko tam, gdzie toczy się megali diki, czyli „wielki proces” sześćdziesięciu ośmiu neofaszystów ze Złotego Świtu, najważniejszy i pod każdym względem największy w najnowszej historii Grecji – akurat ich prawie nie czuć, bo do reprezentacyjnej, amfiteatralnej sali wchodzi się bezpośrednio z dziedzińca w innym skrzydle. Nazajutrz sąd zbierze się tam po raz kolejny. Ludzi na dziedzińcu będzie cała masa – dlatego, że po blisko pięciu latach proces wreszcie jest na finiszu, zostały już tylko mowy końcowe. Na pierwszy ogień pójdzie prokuratorka Adamantia Ikonomu. I mimo że w reakcji na jej słowa poruszeni i wkurzeni palacze wypalą setki papierosów, gdy wyjdę na dziedziniec, dymu nie wyczuję: zawsze wieje tam lekki wiatr, przyjemne, sądowe meltemi.
Za to przy salce numer D100B na drugim piętrze, gdzie w osobnym procesie członek Złotego Świtu sądzony jest za to, że prawie zabił Aleksisa, śmierdzącym, zatykającym dymem można się zaciągnąć w każdej chwili.
Podsądny nazywa się Christos Zerwas. Lat czterdzieści cztery. Wysoki, dość ociężały. Ma krótkie czarne włosy i twarz pooraną bliznami po ospie, mięsisty nochal, wielkie ręce, jakby napuchnięte. Nie ma za to kajdanek, bo choć został uznany za winnego przez sąd pierwszej instancji, do Efetijo przyjechał z domu, nie z aresztu – na prawomocny wyrok czeka na wolności. Jest pobudzony, głowa mu lata w tę i z powrotem, rozgląda się, nerwowo podciąga spodnie, strzepuje pyłek z zielonego swetra, poprawia czarną skurzaną kurtkę. Czyżby to strach się z niego wylewał? Koledzy dodają mu otuchy, rozśmieszają. To samo młoda prawniczka, która klepie go po ramieniu, uspokaja. W megali diki kobieta broni także dwóch innych złocistych.
Zerwas siedzi naprzeciwko Aleksisa – na ławce po drugiej stronie korytarza, tuż przy drzwiach do sali. Dzielą ich może cztery metry. Gdy ruch w korytarzu na chwilę ustaje, kat i ofiara mają na siebie dobre widzenie. Aleksis nawet nie musi ruszać głową, wystarczy, że każe oku skręcić w prawo o kilka milimetrów. O czym wtedy myśli? Powie mi wieczorem. Wyobrażał sobie, że kopie go w głowę. Raz, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, on leży na ziemi, zwija się z bólu, a Aleksis go kopie. Siódmy raz, ósmy, dziewiąty, dziesiąty. Każda godzina czekania, aż sędzia wywoła jego nazwisko, to kolejne kopniaki.
Gdyby mogła, parę kopów od siebie dorzuciłaby Zerwasowi też matka Aleksisa. Kobieta stoi z boku, rozmawia z różnymi ludźmi, bo na proces jej syna przyszli znani antyfaszyści i kilkoro dziennikarzy. Rozmawia z nimi, ale bez przerwy ma baczenie na Zerwasa – zerka, czy siedzi, a jak tylko się podniesie, ona też rusza, przecina mu drogę. Maria Kaskarika jest czujna jak kobra. Gdy do niej podchodzę, by się przywitać i zadać kilka pytań, nie traci skupienia, ustawia się tak, by wszystko widzieć i mieć sytuację pod kontrolą. Nie boi się go – mówi mi, ale jednocześnie aż za dobrze wie, z kim ma do czynienia:
– Jakim trzeba być człowiekiem, żeby chcieć zabić? Bo on chciał mojego syna zabić. Trzeba być głupim, ale głupota to mało. Trzeba nie mieć strachu i być naprawdę złym. Tak jak źli byli naziści, którzy uważali innych za podludzi. Albo jak płatni mordercy z filmów gangsterskich, którym jest wszystko jedno. Tylko że oni są zmyśleni, fikcyjni, a Zerwas jest prawdziwy.
Ma niecałe sześćdziesiąt lat, pracowała jako prawniczka, ale niedawno przeszła na wcześniejszą emeryturę i zapisała się na podyplomowe studia z zarządzania w turystyce. Są z mężem zamożni, mogła sobie na to pozwolić. Po ataku na Aleksa musi ogarniać kolegia, egzaminy, prace zaliczeniowe, ale też lekarzy syna, recepty, psychoterapeutę, rehabilitację, masaże, spotkania z prawnikiem, sąd oraz antyfaszystowskie protesty i demonstracje. Nigdy wcześniej jej nie interesowały, działy się poza nią, choć bywało, że głośny marsz przechodził pod oknami jej mieszkania. Teraz rozumie, po co są. Chodzi na protesty z przekonaniem, często w pierwszej linii, bywa, że ramię w ramię z samą Magdą Fisa – kolejną matką skrzywdzoną przez Złoty Świt, słynną na całą Grecję. Złociści zabili jej syna i między innymi tego dotyczy megali diki.
Fisa jest o kilka lat starsza, nieco niższa, ma ciemne włosy. Przed emeryturą pracowała jako krawcowa w Keratisini, na robotniczych przedmieściach Aten, niedaleko Pireusu. Kaskarika mieszka w bogatej Kolonaki w centrum stolicy – wokół ma same ekskluzywne butiki i eleganckie restauracje. Włosy farbuje na ciemny blond, lubi kolorowe ubrania. Fisa może też lubi, ale od września 2013 roku nosi się tylko na czarno. Najważniejsza różnica między nimi jest taka: Fisa straciła syna, jej świat zastygł, a Kaskarika prawie straciła, jej świat tyko zwolnił. Pawlos Fisas został zamordowany, Aleksis Lazaris przeżył.
Gdy te dwie zbolałe matki idą obok siebie na demonstracji albo gdy witają się serdecznie na dziedzińcu sądu, połączone niewidzialną nicią uplecioną z bólu, wściekłości i bezradności, gdy stoją z boku i rozmawiają – fotoreporterzy od razu są przy nich i nie mogą oderwać od nich obiektywów. Dzieje się wtedy coś nadzwyczajnego, cicho wybucha bomba życiowych i nieżyciowych potencjałów. Chodzi, być może, o to „prawie”, które je dzieli i łączy jednocześnie, o „stracić” albo „prawie stracić”, o los, który prawie się powtórzył. […]
Dionisios Sturis: Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji, Wydawnictwo Poznańskie 2021.
Premiera książki: 16 czerwca 2021.