Świat stoi otworem, czyli rowerem po Europie
To była najdłuższa z dotychczasowych podróży rowerowych Moniki Orzeł. Razem z koleżanką Joanną Guzek w ciągu trzech tygodni przejechały ponad 2 tysiące kilometrów po Europie.
O swojej wyprawie Monika Orzeł opowiadała w łódzkim pubie Keja (09.09.2020) podczas spotkania zorganizowanego przez Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Łodzi. O szczegóły podróży dopytywał konsultant RODM Łódź – Piotr Kaźmierczak.
– Rower jest częścią każdego mojego dnia. To sposób przemieszczania się i spędzania czasu – mówiła Monika. – Jeżdżę bardzo dużo na rowerze, bo po prostu to kocham. Pływam, biegam, ćwiczę jogę. Staram się prowadzić aktywny tryb życia, ale nie trenuję żadnej dyscypliny. Aktywność buduje siłę naszego ciała.
Wcześniej pokonała na rowerze trasy Łódź – Hel, Suwałki – Elbląg i Szczecin – Władysławowo, malowniczym szlakiem wzdłuż wybrzeża. Miło wspomina tę wyprawę.
Spontaniczność
Jak zaczęłaś swoje podróżowanie? – dopytywał Piotr. To była spontaniczna decyzja. Pewnego dnia Monika postanowiła sprawdzić, czy zdoła przejechać na rowerze dłuższy dystans niż codzienne miejskie trasy. Udało się. Podczas tej wyprawy poznała towarzyszkę kolejnych podróży na dwóch kółkach.
Ale podjęcie decyzji o wyruszeniu na trasę liczącą ponad 2 tys. kilometrów poprzedził chyba głęboki namysł? Nic podobnego. – Inicjatorką i pomysłodawczynią wycieczki była moja koleżanka Asia. Pewnego dnia powiedziała, że marzy jej się podróż rowerem do Rumunii. Zapytała, czy z nią pojadę. Od razu się zgodziłam – wspominała Monika.
Koszty
To była niskobudżetowa podróż. Zapłaciły za dwa noclegi, przejazd pociągiem, jedzenie. Większość sprzętu wypożyczyły. Rada dla początkujących podróżników – na pierwszą wyprawę warto wypożyczyć sprzęt, jeśli nam się spodoba, wtedy dopiero kupić. Warto mieć dobrej jakości nieprzemakalne sakwy. Do dziś Monika zastanawia się, dlaczego przed wyruszeniem na trasę nie rozłożyły wypożyczonego namiotu, żeby sprawdzić, jak należy to robić.
Usterki
O podstawowym sprzęcie, jak pompka do roweru, pamiętały. Asia zabrała podstawowy zestaw naprawczy. Kiedy na trasie pojawił się problem z błotnikiem i bagażnikiem roweru Moniki, początkowo sprawę załatwił… sznurek. Później zdobyły trytytki. Raz wsparły nawet innych rowerzystów, kiedy na Węgrzech poproszono je o pożyczenie pompki. Nigdy nie złapały gumy, więc ominęło je łatanie dętek.
Współpraca
Pokonywały po około 100 km dziennie. Nie robiły niczego na siłę. Słuchały swoich organizmów. Dziennie spalały po 3 tysiące kalorii. Mogły więc jeść dużo czekolady. W upał piły dużo wody i uzupełniały elektrolity. Jeśli była taka potrzeba, odpoczywały.
– Z Asią niesamowicie się zgrałyśmy. Bardzo mnie wspierała, kiedy na przykład mój rower czasem odmawiał posłuszeństwa. Po podróży stwierdziłyśmy, że bywały gorsze momenty, a my trzymałyśmy się razem. Nie było nieporozumień. To była nasza wspólna podróż. Rower łączy – mówiła Monika.
Gościnność
Kwestie różnic kulturowych? Nigdy nie było negatywnych reakcji, czy też niezręcznych sytuacji. Spędzały dużo czasu na rozmowach z panami pracującymi na stacjach benzynowych, bo to były często miejsca ich postojów. Oni też dzielili się swoimi opowieściami.
Rumunia podbiła ich serca. Pierwszy nocleg zamierzały spędzić w hostelu. To był długi dzień. Kiedy jechały, nagle zatrzymał się obok nich samochód. Jechał nim młody mężczyzna z rodziną. – Zapytał, skąd jesteśmy, porozmawialiśmy, pojechali dalej. I nagle on zawrócił i zaoferował, że nas podwiezie. Powiedział, że jego znajomy prowadzi miejsce z noclegami. Był pod wrażeniem. Za pasję i determinację spędziłyśmy za darmo noc w apartamencie – opowiadała Monika.
Mołdawia – były przemoczone i bez perspektyw na suchy nocleg. Zatrzymały się przed sklepem. Zatrzymał się również chłopak na skuterze, kupił im herbatę. O dziwo miał też ze sobą damskie ubrania, które im przekazał. Opowiadał o swoich podróżach na skuterze po Niemczech i wizycie w Polsce.
– Rower ma tę ogromną zaletę, że łączy ludzi. Znikają bariery kulturowe, językowe. Na Słowacji zrobiłyśmy sobie przystanek i nagle podbiegła do nas pani z torbą ogórków i pomidorów. Pani w Rumunii dała nam torbę brzoskwiń – mówiła Monika. – Raz była taka sytuacja, że ktoś się przestraszył, kiedy rozbiłyśmy namiot w sadzie. Bał się, że rozpalimy ognisko. Zapewniłyśmy, że tego nie zrobimy.
Słowacja, Węgry, Rumunia – tam rowerzyści nie dziwią. Inaczej było w Mołdawii i na Ukrainie. Tam wywoływały zdziwienie: dwie dziewczyny na rowerach.
Czy będąc na Ukrainie miałaś poczucie, że dąży ona ku Zachodowi? – pytał Piotr. – Widziałyśmy, że ludzie chcą mieć lepsze warunki pracy i lepiej żyć. Czasem wyjazd m.in. do Polski otwiera im drzwi do „lepszego” świata. Bardzo chcą podążać w tym kierunku.
Podsumowanie
Swoją podróż Monika zakończyła we Lwowie. Pociągiem wróciła do Polski.
Głównym celem wyprawy była Rumunia z najdłuższym odcinkiem do pokonania. Kulminację wspaniałych widoków i emocji zapewniła Trasa Transfogarska. Rumunia okazała się pięknym krajem do podróżowania.
– Miałyśmy akceptację i wsparcie najbliższych. Moja mama nigdy tego nie przyzna, ale, oczywiście, martwiła się. Musiałam się meldować, kiedy miałam okazję. W telefonach ograniczałyśmy funkcje, żeby jak najmniej zużywać baterii. Miałyśmy powerbanki, a jak była okazja, ładowałyśmy baterie do pełna – przyznała Monika.
Nie można się bać, wątpić i zastanawiać, co może być po drodze. Wyłączamy takie myślenie. Jeśli czegoś naprawdę chcemy, to skupmy się na tym i po prostu róbmy – jedźmy. Nie planujmy wszystkiego na sztywno, bądźmy elastyczni. To ma być przyjemność.
– Nigdy nie byłam i nie jestem obecna w mediach społecznościowych. Skupiam się na podróży, robię zdjęcia. Doceniłam ich wartość, chcę, żeby zdjęcie przypominało mi jakiś moment. Jest mi dobrze, tak jak jest – podsumowała.
Relacja i foto z debaty: Zespół RODM Łódź
Foto z podróży: Joanna Guzek, Monika Orzeł