Sieć Regionalnych Ośrodków Debaty Międzynarodowej

Pokerowe rozgrywki Chin

Kiedy w kwietniu rozpoczynałem dla Państwa nową serię felietonów, nie spodziewałem się, że polityka globalna będzie obfitować w tyle interesujących wydarzeń. W zeszłym tygodniu miały miejsce co najmniej trzy takie, o których zapewne nasze wnuki i prawnuki przeczytają w książkach historycznych.

Pierwsze z nich to rozgrywka na forum Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), do której doszło 15-16 maja, drugie to Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, które rozpoczęło się w Pekinie 22 maja, trzecie to de facto likwidacja autonomii Hongkongu, którą ogłoszono dzień wcześniej, jeszcze przed rozpoczęciem głównych obrad.

Zacznijmy zatem od World Health Assembly (WHA), czyli dorocznego spotkania WHO, które znacznie przybliżyło nas do odpowiedzi na cztery pytania, które zadaliśmy sobie w poprzednim felietonie.

W przededniu WHA Chiny znalazły się w bardzo ciężkiej sytuacji. Po pierwsze, za sprawą petycji Australii i Unii Europejskiej, nawołującej do rozpoczęcia międzynarodowego i niezależnego śledztwa dotyczącego początków koronawirusa. Po drugie, ze względu na inicjatywę USA, które zmobilizowały sojuszników z grupy „pięciu oczu”, a więc kraje anglosaskie, do których dołączyły Niemcy, Japonia i Francja i które lobbowały za wprowadzeniem Tajwanu w roli obserwatora na doroczne zebranie WHO, co zawsze jest dla Pekinu drażliwą kwestią.

Bezpośrednio przed zebraniem czterostronicowy list opublikował Donald Trump, w którym wyraził swoje niezadowolenie z powodu działalności WHO, wymieniając całą listę zaniedbań i nazywając organizację „marionetką Chin”. Postawił też twarde ultimatum, sugerując wycofanie finansowania (ok. 400 mln USD rocznie, co stanowi ok. 16 proc budżetu), a nawet opuszczenie Światowej Organizacji Zdrowia przez USA, dając WHO 30 dni na poprawę.

Położenie Chin zaczął pogarszać fakt, iż w dniach poprzedzających WHA do petycji Australii i UE, zaczęły dołączać się kolejne kraje, między innymi Indie i Brazylia, a także te, o których zwykło się sądzić, iż mają z Chinami bardzo dobre stosunki lub pozostają z nimi w sojuszu, czyli np. Rosja, czy Białoruś. W momencie, gdy liczba sygnatariuszy urosła do 62, petycję poparła także grupa afrykańska, a więc 54 kraje afrykańskie (którym z kolei często się w Polsce zarzuca, iż zostały wręcz skolonizowane przez Pekin).

W sytuacji gęstniejącej wokół Chin atmosfery, występujący online na sesji plenarnej WHA, Przewodniczący Xi Jinping stanął przed bardzo ciężkim zadaniem (choć ex post factum możemy stwierdzić, iż chyba nieco pomógł mu fakt, iż z wystąpienia na tej sesji zrezygnował Donald Trump).

Xi zgodził się na śledztwo w sprawie koronawirusa. Byłoby to zaskoczeniem, gdyby nie fakt, iż zaznaczył on, że do śledztwa powinno dojść „po ustaniu pandemii” i powinno się ono odbyć pod auspicjami WHO, co dawałoby jego zdaniem gwarancje „bezstronności, obiektywizmu i naukowości”.

To, w połączeniu z faktem, iż już w trakcie pierwszego dnia obrad okazało się, iż poparty przez 116 krajów „wording” australijsko-europejski został mocno złagodzony, sprawiły, iż dyplomatyczny sukces Chin stał się faktem. Śledztwo dotyczące początków koronawirusa przeprowadzi w bliżej nieokreślonej przyszłości (być może za kilkanaście miesięcy?) WHO.

Ale na tym nie koniec niespodzianek. Xi wykorzystał sesję plenarną WHO, aby wysłać otwarty i wyraźny sygnał, iż Chiny aspirują do bycia liderem społeczności międzynarodowej. Zadeklarował, że jeśli szczepionka powstanie w Chinach, zostanie udostępniona wszystkim i jednocześnie zadeklarował, iż Chiny przeznaczą 2 miliardy dolarów na działalność WHO (czyli pięć razy więcej niż płacą Amerykanie).

Ta deklaracja, niczym w partii GO (starochińska gra, popularna w Korei i Japonii. GO rozgrywa się na planszy, na której wyznaczone są linie. Gracze – czarny i biały – kładą na przemian kamienie na przecięciach tych linii. – przyp. red.), całkowicie odwróciła sytuację. Teraz w ciężkim położeniu znalazł się Donald Trump, który w wyniku posunięć Xi, został niemalże na globalnej szachownicy wyizolowany.

Czy po 30 dniach, jeśli WHO nie wykona jakichś zdecydowanych pojednawczych gestów (a możemy założyć, że pięciokrotnie wyższa kwota ze strony Pekinu wolę takich gestów mocno osłabia), USA opuszczą organizację? Przelicytują Chiny i zaostrzą rywalizację na forum WHO? Dadzą radę ponownie zmobilizować społeczność międzynarodową przeciw rozpychającym się w WHO Chinom (tym razem było blisko, ale ostatecznie się jednak nie udało)? Czy może doprowadzą do rozłamu w WHO i razem z sojusznikami (raczej na pewno będzie to Australia, Nowa Zelandia, Kanada i Japonia) stworzą nową Światową Organizację Zdrowia?

Sytuacja, w której Chiny otwarcie i zdecydowanie aspirują do światowego przywództwa, stając się w miejsce USA największym kontrybutorem Światowej Organizacji Zdrowia, to bez wątpienia jeden z kluczowych momentów w historii świata.

Mylili się jednak Ci, którzy uważali, iż przesunięte o dwa miesiące najważniejsze wydarzenia polityczne Chin (co ciekawe w Polsce w ogóle niezauważone i pominięte we wszystkich głównych programach informacyjnych niezależnie od opcji politycznej), czyli odbywające się co roku w marcu Ogólnopolskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych (ang. National People’s Congress – NPC), chiń. Lianghui („Dwa spotkania”), będzie pokazem triumfu Chin, jak to zresztą zapowiadano w relacjach poprzedzających Kongres.

Triumfalizm mógłby po obradach WHA znaleźć uzasadnienie, bo przecież Chiny bezwzględnie zrealizowały swój cel, wychodząc spod międzynarodowej presji w sprawie śledztwa i w dodatku wchodząc w lukę stworzoną przez Donalda Trumpa i stając się dominującą siłą w Światowej Organizacji Zdrowia.

Jednak zamiast pokazu siły i pełnej kontroli nad koronawirusem, Premier Li Keqiang przedstawił bardzo ostrożny program gospodarczy. Chiny po raz pierwszy od 1990 roku nie określiły docelowego wzrostu PKB (choć prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego przewidują lekki plus na poziomie ok. 1-2 proc PKB). Nacisk położono nie na wzrost gospodarczy (i jego propagandową wymowę), ale na zachowanie stabilności, w tym przeprowadzenie przez kryzys chińskiego prekariatu, a więc około 250-milionowej grupy Chińczyków, żyjących z usług i często krążących między dużymi miastami a prowincją (coś w rodzaju naszych polskich słoików). Wielu z nich po Nowym Roku Chińskim nie wróciło do miast[1]. A to może być problem nie tylko gospodarczy, ale i polityczny, grożący społeczną destabilizacją, która w Chinach zmiotła już niejedno cesarstwo.

Ostrożne ruchy, nadanie priorytetu stabilności (i chińskiemu prekariatowi) pokazują, iż Chiny są dalekie od triumfalizmu i raczej zwierają szeregi przed konfrontacją z USA.

W tym kontekście należy także patrzeć na wprowadzenie National Security Law w Hongkongu. Tego typu regulację powinien przygotować lokalny rząd, składający się ze współpracujących z Pekinem miejskich elit. Ale, jako że sprawa ciągnęła się miesiącami, „centrala” postanowiła dłużej nie czekać i sama wprowadził prawo, które pozwala jej interpretować, które zachowania są rewoltą, zdradą, czy działalnością wywrotową. To de facto kończy historię Hongkongu, jaki znamy po 1997 roku, czyli miejsca będącego swoistym wentylem bezpieczeństwa, gdzie można było głosić poglądy krytyczne i przeciwne Pekinowi. Teraz zostaną zapewne zinterpretowane jako akty wrogie i spacyfikowane w zarodku. To oznacza, iż kruchy i wielokrotnie naruszany konsensus, jaki istniał w mieście w latach 1997-2020, ostatecznie upada, a dzieje się to na 27 lat przed ostatecznym wcieleniem miasta do Chin. Jak będzie teraz wyglądała sytuacja w Specjalnej Strefie Administracyjnej Hongkongu (i Makao, bo nie zapominajmy, że ten akt reguluje sytuację także w tym mieście), pokażą najbliższe lata.

Kluczowe stają się w tej sytuacji trzy rzeczy:

Po pierwsze, jaka będzie cena zaprowadzenia porządku w mieście i w jaki sposób do tego dojdzie? Czy demonstranci wyjdą na ulice? Czy pozarażają siebie i starszych mieszkańców (często sprzyjających Pekinowi) miasta koronawirusem (na razie niespełna 40 przypadków Covid w mieście, ale przykład Italii i Wielkiej Brytanii pokazał, co może się wydarzyć, gdy zlekceważy się wirusa)? Czy użyta zostanie siła? Kto i kiedy jej użyje? Czy w Hongkongu dojdzie do Wielkiej Emigracji młodego pokolenia?

Po drugie, co z Tajwanem? Jest oczywiste, że akt doprowadzi do jeszcze większego wzrostu tendencji antyzjednoczeniowych (antypekińskich) na wyspie, które w zeszłym roku wyniosły proniepodległościową prezydent Tsai Ing Wen do wyborczego zwycięstwa i drugiej kadencji. Tyle tylko, że w czasie OZPL nie mówiono już o „pokojowym zjednoczeniu”, a jedynie o zjednoczeniu. To może oznaczać, że do takiego zjednoczenia może dojść niezależnie od nastrojów społecznych na wyspie. Czy w drodze siłowej?

Po trzecie, co w sytuacji zaprowadzenia twardych rządów w Hongkongu (zakończenia autonomii) i być może w następnym ruchu zajęcia Tajwanu (niekoniecznie pokojowego) zrobią USA? Czy odpowiedzą i zamienią Morze Południowochińskie w wojenny teatr? Czy będą w stanie rozgromić chińską flotę przy jej wybrzeżu?

Konkludując, w ostatnich dniach widzieliśmy Chiny, które działają ofensywnie, agresywnie i zdecydowanie (vide WHO), a jednocześnie zwierają szeregi, bowiem w logikę działań defensywnych wpisuję się ostrożny program gospodarczy na czas pandemii i wygaszenie autonomii Hongkongu.

W odpowiedzi na pytanie, czy jest to siła, czy słabość, zapewne zdania wśród Państwa i obserwatorów globalnej polityki, będą podzielone. Jedni uznają takie działania za siłę (która nie potrzebuję poklasku i nie ulega ekscytacji), inni z kolei uznają je za przejaw słabości i niepewności co do ostatecznego wyniku i rozstrzygnięcia.

Niestety wygląda na to, że nie ma w tej sprawie konsensu między obydwoma mocarstwami. Każde z nich uważa się za silniejsze i w związku z tym każde z nich dąży w polityce globalnej do swoistego „sprawdzam”.

„Sprawdzam”, które rozstrzygnie dylemat siły lub słabości i które udzielając odpowiedzi na pytania, które zadaliśmy w tym tekście, postawi zarazem szereg zupełnie nowych, zapewne takich, których się jeszcze nie spodziewamy.


[1] Abstrahując od globalnej rozgrywki amerykańsko-chińskiej warto przyjrzeć się rozwiązaniom chińskim, gdyż Polska borykać się będzie z podobnymi problemami związanymi z prekariatem i być może, niektóre z nich mogłyby okazać się inspirujące.

Felieton ukazał się w ramach comiesięcznego cyklu „Pyffel komentuje”, w którym autor analizuje bieżącą sytuację międzynarodową.

Foto: MaoNoPixabay.

Autor: Radek Pyffel, (chiń. Rui De Xing)

Kierownik studiów „Biznes chiński- jak działać skutecznie w czasach Jedwabnego Szlaku” w Akademii Leona Koźminskiego. W przeszłości między innymi Alternate Director i członek Rady Dyrektorów w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) z ramienia RP (2016-2018), Pełnomocnik Zarządu PKP Cargo ds. rynków wschodnich, prezes think-tanku Centrum Studiów Polska-Azja (CSPA), a także autor kilku książek dotyczących Chin i Azji. Studiował (jako stypendysta MEN) na chińskich uczelniach wyższych m.in. Sun Yat Sen University w Kantonie i Beijing University. Włada angielskim, chińskim (mandaryńskim) i rosyjskim.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej 2019-2021”.

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP Instytut Spraw Obywatelskich

Zadanie dofinansowane ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych