Cztery pytania o Chiny na Białorusi
Tak jak pisałem w poprzednich felietonach, Covid-19 przyspiesza rewolucję geopolityczną, technologiczną i społeczną. Nie ominęła ona Białorusi, a więc kraju bliskiego nam historycznie (dawne Wielkie Księstwo Litewskie), społecznie (liczna diaspora Białorusinów w Polsce), oraz geograficznie.
Rozwój sytuacji u naszego sąsiada pokazuje, iż mamy do czynienia z bezprecedensową skalą protestów, a Aleksander Łukaszenko nie wydaje się być zdolnym do samodzielnego zaprowadzenia porządku. Formuła jego rządów i poparcie dla nich zdaje się po 26 latach wyczerpywać.
To oznacza, iż do gry wcześniej czy później będą musiały wejść światowe mocarstwa i uzgodnić między sobą jakiś konsensus dotyczący przyszłości Białorusi i Aleksandra Łukaszenki. Pytanie, jakie chciałbym zadać w tym krótkim felietonie to: czy w tej grze wezmą udział Chiny i jeśli tak, to w jakiej formule?
Pandemia, o której wspomnieliśmy, nie tylko przyspiesza geopolityczną i społeczną rewolucję, ale jest także swoistym strestestem. I to nie tylko dla organizacji międzynarodowych, państw, czy instytucji, ale także dla wielu koncepcji politycznych czy konkretnych polityk. Zmusza ona bowiem poszczególnych graczy do wyłożenia kart na stół i to niemalże na komendę „sprawdzam”. Z taką sytuacją z pewnością będziemy mieli do czynienia, jeśli chodzi o politykę Chin na Białorusi. Dotychczas obfitowała ona w liczne symboliczne gesty, mówiło się dużo o „dobrym klimacie”, ale trudno było ocenić, czy kryje się za nimi prawdziwe partnerstwo polityczne i co konkretnie oznacza. Sprawy zaszły już jednak tak daleko, że wkrótce powinniśmy – a przynajmniej mamy duże szanse na to – przekonać się, czy wpływ Chin na sytuację na Białorusi jest rzeczywisty, czy iluzoryczny.
O najwyższą stawkę gra oczywiście Rosja (i Litwa, która jak się okazało, też w tej grze uczestniczy). Całkowita porażka, a taką byłoby wypadnięcie Białorusi z rosyjskiej strefy wpływów, oznaczałaby powrót do granic Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, a całkowity sukces, wariant ZSRR, czyli zbliżenie się do granic RP i być może aneksję państw bałtyckich. Pomiędzy tymi dwoma scenariuszami istnieje wiele innych i wygląda na to, że główni gracze na Białorusi, może z wyjątkiem wspomnianej Rosji (i Litwy), raczej nie optują za radykalnymi zmianami (z wymianą Łukaszenki włącznie), a zamieszanie za naszą wschodnią granicą, nie jest im na rękę.
Unia Europejska zareagowała dopiero 10 dni po rozpoczęciu protestów, gdy stało się jasne, że nie wygasają. Potępiono formę przeprowadzenia wyborów, Komisja Europejska przyznała 53 miliony EUR dla demonstrantów i ofiar policyjnych interwencji, ale nie zdecydowano się na sankcje. W przypadku Białorusi stosowano je wcześniej, ale efekty nie były imponujące, a w sytuacji nadkruszenia wątłej gospodarki tego kraju przez Covid-19 (sam Łukaszenka nie zdecydował się na wprowadzanie antykoronawirusowych obostrzeń, zapewne właśnie z obawy o skutki gospodarcze) zaistniały obawy, iż mogłyby tylko wepchnąć ten kraj w ramiona Rosji, silniej integrując go ze wschodnim sąsiadem.
Również powściągliwość Mike’a Pompeo, który w Warszawie nie złożył żadnej znaczącej deklaracji w sprawie Białorusi, może sprawiać wrażenie, jakby zachowanie buforu oddzielającego Rosję od NATO (przede wszystkim państw bałtyckich i Polski) była USA na rękę. Nawet jeśli tym buforem pozostanie wątła, archaiczna dyktatura Aleksandra Łukaszenki (jak się okazuję coraz bardziej groteskowa dla samych mieszkańców dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego).
Jakkolwiek paradoksalnie może to zabrzmieć, jest to zgodne z chińską perspektywą na Białoruś, bowiem Chiny wysłały wiele sygnałów świadczących o tym, iż one również nie mają nic przeciwko temu, aby dyktatura Aleksandra Łukaszenki się utrzymała.
Z punktu widzenia Pekinu, Białoruś ma co najmniej trzy zalety: po pierwsze jest istotnym krajem na korytarzu transportowym Nowego Jedwabnego Szlaku, Pacyfik-Europa Zachodnia. Po drugie, jej przyłączenie do Rosji (lub całkowita jej podległość), wzmacnia pozycję Moskwy wobec Pekinu (zresztą nie tylko w kontekście wytyczania nowych szlaków transportowych). Lepsza jest więc sytuacja, w której dyktatura Łukaszenki „walczy o życie” i zawsze będzie potrzebować choćby najdrobniejszej pomocy z Chin, niż mająca swoje ambicje imperialna Rosja. Po trzecie, powody propagandowo-wizerunkowe. Istnienie Białorusi to dowód na to, że nawet w Europie istnieją kraje, które nie adaptują liberalnego modelu zachodniego i dla których Chiny to atrakcyjny partner, także na płaszczyźnie wartości i przekonań.
Z tych powodów Xi Jinping był jednym z pierwszych przywódców, który przesłał gratulacje do Aleksandra Łukaszenki po tym, gdy ten ogłosił, iż utrzymał się przy władzy (wyprzedził tym samym samego Władimira Putina).
Sytuacja przedłużających się protestów ukazujących utratę legitymacji Łukaszenki uprawdopodabnia dwa scenariusze.
Pierwszy z nich to rozwiązanie siłowe i setki, jeśli nie tysiące ofiar. Będzie to skutkować jeszcze większą izolacją Białorusi na Zachodzie i wcale nie daje gwarancji utrzymania władzy, a jedynie odsunięcia jej utraty w czasie.
Drugi z nich to zmuszenie społeczności międzynarodowej (a więc głównych mocarstw) do reakcji. W przypadku Chin będzie to swoistym sprawdzianem, najpoważniejszym z dotychczasowych, który odpowie na tytułowe cztery pytania:
Czy Chiny są w stanie, będą mogły i chciałyby zareagować?
Jak dalece mocne są ich aktywa i instrumenty oddziaływania na politykę białoruską?
W jaki sposób to zrobią?
Jeśli zareagują, to czy w zgodzie z Rosją, czy może będą to posunięcia kontrujące? Jeśli tak, to jak daleko, są w stanie się posunąć?
Zastanawiając się nad reakcją Chin, nie mamy oczywiście na myśli działań symbolicznych, takich jak powszechność chińskich znaków w przestrzeni publicznej w Mińsku, czy nawet inwestycja w Wielki Kamień (park przemysłowy Wielki Kamień budowany przez państwowy konglomerat - Chińską Agencję Inżynieryjną (CAMCE), obok międzynarodowego lotniska w Mińsku. Jego powierzchnia to 112 km kwadratowych, chociaż oficjalna strona internetowa wspomina o 850 ha. Obecnie na terenie Parku działa ponad 60 firm, w tym aż 33 z Chin, a tylko 12 z Białorusi. Reszta to firmy zachodnie, głównie niemieckie – przyp. red.), która po 10 latach wciąż nie odgrywa istotnej roli ani w białoruskiej gospodarce, ani na Nowym Jedwabnym Szlaku, ale stanowi „gamechangers”, czyli działania realnie zmieniające sytuację.
Z jednej strony byłby to prawdziwy polityczny debiut Chin w tej części świata. Tylko czy Chiny zdecydują się na taki debiut, wspierając upadającego i nieradzącego sobie z własnym społeczeństwem dyktatora? Wynik takiej inicjatywy byłby mocno niepewny, jednocześnie oznaczałby wzięcie na siebie ryzyka pogorszenia globalnych relacji z Rosją, ale przede wszystkim (współ)odpowiedzialności i kosztów, od czego Pekin zasadniczo stara się odżegnywać. Wydaje się, że nie są to wymarzone okoliczności do wejścia do gry w świetle blasku fleszy i można to zrobić w lepszym momencie, niż w sytuacji największych w historii Białorusi zgromadzeń publicznych.
Z drugiej strony Chiny w ostatnich miesiącach pokazały, że chcą i potrafią działać w duchu „dyplomacji wilczych wojowników”. Oznacza to otwarte deklarowanie światowego przywództwa i wykorzystywanie każdej okazji, do umocnienia swojej pozycji w świecie (głównie kosztem USA). Aktywa, które Chiny posiadają na Białorusi, a więc ponad dziesięcioletnia obecność i „dobry klimat” w relacjach z Łukaszenką kwalifikują je co najmniej do zajęcia miejsca przy stole, gdzie toczyć się będą dyskusje o przyszłości Białorusi.
Zasoby te są wystarczające, by usiąść do stołu, ale czy są gwarancją sukcesu? W Polsce dominuje przekonanie, że Chiny nie są liczącym się graczem za naszą wschodnią granicą, a ich zasoby są przeszacowane. Wyraz temu dał, chociażby nasz były szef dyplomacji Radosław Sikorski w ostatniej rozmowie ze Sławomirem Sierakowskim na łamach Krytyki Politycznej.
Sprawy nie ułatwia fakt, iż chińską kulturę polityczną cechuje duża powściągliwość, wywodzona choćby z antycznego traktatu Sunzi, zalecającego podejmowanie aktywności tylko w sytuacji całkowitej pewności zwycięstwa. Odpowiadając zatem na pytanie, czy Chiny zdecydują się otwarcie zaangażować na Białorusi i na ile będą potrafiły oddziaływać poprzez swoje wpływy na Białorusi (i poza nią) na sytuację w tym kraju, odpowiadamy jednocześnie na pytanie, czy same uważają, iż dysponują wystarczającymi zasobami. Innymi słowy, odpowiadamy na pytanie: „mamy (pewne) zdolności i zasoby, ale czy w tej chwili wystarczające do tego, by być stuprocentowo przekonanym do odniesienia zwycięstwa”?
Największymi asetami (aktywami – przyp. red.) na Białorusi, z pewnością dysponuje Rosja. To nie tylko silne uzależnienie gospodarcze, ale także bliskość kulturowa i językowa, oraz kilkadziesiąt lat życia we wspólnym państwie, jakim było ZSRR. Są to atuty bynajmniej nie sentymentalne, ale czysto praktyczne. Chiny takich nie mają.
To oznacza – i tutaj odpowiedź na pytanie numer trzy – że formuła, którą mogą przyjąć, będzie bardziej dyskretna i niebezpośrednia. Raczej mało prawdopodobne jest otwarte zaangażowanie się Chin w dyplomatyczne próby rozwiązania konfliktu, takie jak na przykład zastosowany na Ukrainie format normandzki (inaczej „normandzka czwórka” skupiająca przywódców Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy powołana w celu rozstrzygnięcia wojny na wschodzie Ukrainy i kwestii przynależności państwowej Krymu – przyp. red.). Raczej w zależności od sytuacji mogą one udzielać jakiejś formy wsparcia czy to politycznego, czy finansowego. Może ono przechylić szalę zwycięstwa na jego korzyść, jeśli zajdą inne, korzystne ku temu okoliczności. Wątpliwe jest jednak, aby uratowało ono Łukaszenkę, jeśli on sam, nie będzie w stanie sobie poradzić.
Aleksander Łukaszenko sprawia wrażenie człowieka, który zdaję sobie z tego sprawę i fotografując się z karabinami, przemawia w języku wyśmiewanym w Polsce, ale dobrze rozumianym na Wschodzie. Wysyła bowiem (w tym miejscu trzeba zgodzić się z Markiem Budziszem), sygnał, iż będzie walczył do śmierci i koszty jego usunięcia będą bardzo wysokie. Co ciekawe udało mu się (przynajmniej do tej pory) utrzymać lojalność wśród swoich służb. To wszystko pokazuję, że rozgrywka może być skomplikowana i mogą zaistnieć okoliczności, w których Chiny zdecydują się takiego wsparcia udzielić i będzie to wsparcie realnie zmieniające sytuację na Białorusi.
To, że Chiny potrafią zadziałać na Białorusi niezgodnie z interesem Rosji, wiemy już co najmniej od grudnia 2019 roku, gdy na finiszu negocjacji integracyjnych z Rosją, Białoruś otrzymała od Chin bezzwrotną pożyczkę w wysokości 500 milionów dolarów. To raczej działanie symboliczne, niezmieniające sytuacji, ale jak napisał w artykule dla Rzeczpospolitej Rusłan Szoszyn „pożyczka Chin dla Białorusi przyszła w najlepszym momencie dla Aleksandra Łukaszenki, a najgorszym dla Rosji”. To jest dowodem, że taki wariant jest możliwy.
Jak daleko Chiny są w stanie się posunąć w działaniach niezgodnych z interesem Rosji? Zapewne ta przestrzeń nie jest zbyt duża. Ale sytuacja na Białorusi jest dynamiczna. I przede wszystkim może zmusić światowe mocarstwa, w tym także Chiny, do bardziej zdecydowanych działań. A to może zmniejszyć nasz obszar niepewności w wielu kwestiach i udzielić nam wielu interesujących odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Pytania bardzo istotne również dla Polski.
Felieton ukazał się w ramach comiesięcznego cyklu „Pyffel komentuje”, w którym autor analizuje bieżącą sytuację międzynarodową.
Autor: Radek Pyffel, (chiń. Rui De Xing)
Kierownik studiów „Biznes chiński- jak działać skutecznie w czasach Jedwabnego Szlaku” w Akademii Leona Koźminskiego. W przeszłości między innymi Alternate Director i członek Rady Dyrektorów w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) z ramienia RP (2016-2018), Pełnomocnik Zarządu PKP Cargo ds. rynków wschodnich, prezes think-tanku Centrum Studiów Polska-Azja (CSPA), a także autor kilku książek dotyczących Chin i Azji. Studiował (jako stypendysta MEN) na chińskich uczelniach wyższych m.in. Sun Yat Sen University w Kantonie i Beijing University. Włada angielskim, chińskim (mandaryńskim) i rosyjskim.
Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej 2019-2021”.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Fot. A_Matskevich z pixabay.