B. Góralczyk, N. Kołodyńska-Magdziarz: Świat Narodów Zagubionych
Żyjemy w świecie bezładu. Zachwiana została wiara w filary świata zachodniego, którymi przez lata były demokracja liberalna i konsensus waszyngtoński. Społeczeństwa zachodnie są niezwykle głęboko spolaryzowane, podzielone ekonomicznie, politycznie, ideologicznie. Wyzwanie chińskie to największe wyzwanie jakie stało przed Stanami Zjednoczonymi w całych ich dziejach. Dawno już skończyła się jednobiegunowa chwila, coraz wyraźniej widzimy, że zachód musi podzielić się władzą nad światem. Wciąż nie wiemy co z tego wyniknie: czy będziemy żyć znów w świecie dwubiegunowym? A może do USA i Chin dojdą kolejne bieguny? Kto mógłby wejść w te miejsca – Indie, Rosja, Unia Europejska? Jak w świecie bezładu sprostać globalnym wyzwaniom takim jak zmiany klimatyczne, nowe technologie, zmiany społeczne, dominacja wielkich korporacji czy też groźba kolejnych pandemii? (z materiałów Wydawnictwa Nowej Konfederacji).
Zachęcamy do lektury. Wydawnictwu Nowej Konfederacji, wydawcy książki „Świat Narodów Zagubionych”, dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji.
„Świat Narodów Zagubionych”
(fragment)
[…] Jak Zachód zawiódł swoich wyznawców doszli niedawno Ivan Krastew i Stephen Holmes. Autorzy ci wprost stwierdzili, że głównym zarzutem, z którego bierze się dziś polityka antyliberalna w rejonie Europy Środkowej i Wschodniej, jest to, że demokratyzacja krajów postkomunistycznych polegała na swego rodzaju kulturowym nawróceniu, adaptacji i narzucaniu obcych wzorców. Warto podkreślić tu słowo „nawrócenie” w rozumieniu zmiany nawyków i postaw. To, co było uważane za normalne na Zachodzie, zostało narzucone na Wschodzie. Narzucono tu liberalizm, który stał się naśladowczy. Szacki podkreślał, że oryginalnie jest on niezgodny z naszymi tradycjami, naszą historią. Daje się to wszystkim bardzo mocno we znaki, ponieważ po 2008 roku przyszły już głównie rozczarowania. […]
Niewątpliwie mamy dziś do czynienia z dwoma kryzysami na Zachodzie – kryzysem demokracji liberalnej i kryzysem kapitalizmu. Zgodnie z pytaniem zacznijmy więc od tego pierwszego.
Jedną z ważniejszych prac na ten temat napisał Polak, długoletni pracownik Uniwersytetu w Oxfordzie, a dzisiaj we Włoszech, Jan Zielonka. W swoim eseju Kontrrewolucja: liberalna Europa w odwrocie postawił on – moim zdaniem – głęboko słuszną tezę, że liberałowie, którzy dominowali w świecie demokratycznym, nie włączyli mechanizmów samokontroli i adaptacji do zmieniających się okoliczności, nie byli wystarczająco samokrytyczni. Nie wypracowali mechanizmów, by dokonać rachunków sumienia, sporządzić spis – co zrobiliśmy dobrze, a co źle. Nie zrobiono tego ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Europie, ani w Polsce. I teraz to się mści.
Ivan Krastew i Stephen Holmes w swojej książce, która ukazała się w Polsce pod koniec 2020 roku, mówią wprost, że demokracja zachodnia zawiodła. Przede wszystkim dlatego, że nie zadbano o środek sceny politycznej w Stanach Zjednoczonych, klasa średnia się zbuntowała, choć jest to oczywiście raczej wynik kryzysu kapitalizmu wolnorynkowego i nadmiernych, ciągle rosnących, także podczas pandemii, rozpiętości dochodowych, a nie tylko demokracji liberalnej.
Nieco inaczej jest w Europie, gdzie zjawisko to dotyka nie tyle klasę średnią, ile młodsze pokolenia, które stały się w dużej mierze prekariatem. My, starsze pokolenia, w 1989 roku obiecywaliśmy, że będzie coraz lepiej, że każde pokolenie będzie się bogacić. Okazało się, niestety, że zawiedliśmy, rynek jako „sprawiedliwy rozjemca” też zawiódł.
Niestety, co powtarzam i podkreślam, liberalna demokracja niedostatecznie zadbała o środek. W efekcie mamy do czynienia z grupami niedowartościowanymi, które na przykład w Polsce przegrały na transformacji.
Przez lata siła tych grup rosła. Ich niezadowolenie rozeszło się w dwóch kierunkach: skrajnie na prawo i skrajnie na lewo. W pewnym momencie okazało się jednak, że bardziej w stronę prawą.
Fenomen Trumpa i wielu innych wziął się z tego, że w pewnym momencie społeczność, to jest elektorat demokratyczny, zorientowała się, że władza jest ściśle związana z pieniędzmi. Mamy system albo plutokracji, albo uwłaszczenia elit, i to w podwójnym wymiarze. Władza polityczna zbratała się z władzą ekonomiczną, a zachodzi to w ścisłym związku z mediami.
Przykładem może być kanclerz Angela Merkel i jej powiązania z transnarodowymi korporacjami pochodzenia niemieckiego typu BMW, Audi czy Mercedes, ale także z takimi markami jak Simens. Coraz więcej osób mówi o tym, że to nie pani Merkel rządzi tymi firmami, tylko one ją trzymają na postronku. Temat ten wymaga jeszcze głębszych badań, ale już widać te zależności pomiędzy decyzjami. Przykładowo w 2015 roku mieliśmy do czynienia z wielką falą uchodźców przechodzącą przez Europę, byli to głównie muzułmanie z Bliskiego Wschodu. Tę wielką wędrówkę ludów Angela Merkel przywitała w postaci Willkommen Politik. Pozostaje pytanie, czy mówiła tak wyłącznie ze względów politycznych i humanitarnych, czy za tą decyzją stały wielkie niemieckie korporacje. Interes tych firm był oczywisty: nam, Niemcom, potrzeba pół miliona nowych rąk do pracy rocznie, bo Europa się starzeje i nie ma kto pracować.
Kolejnym grzechem demokracji liberalnej, poza związkiem polityki i pieniądza, jest to, że do elit politycznych dołączyły media głównego nurtu. Doskonale widać to w Polsce. Sami się wzajemnie zapraszamy, ewentualnie zapraszamy innych podobnych do nas, tworzymy bańki, w których rozmawiamy o swoich problemach. To, co dzieje się poza bańką, na przykład w jakiejś małej miejscowości, nikogo nie interesuje, chyba że wydarzy się tam jakaś spektakularna tragedia, to dopiero wtedy jadą kamery. To dlatego PiS doszedł do władzy, dlatego program 500+ okazał się tak bardzo skuteczny. Dla wielu ludzi była to pierwsza ekipa rządząca, która po przejęciu władzy zajęła się zwykłym obywatelem – sfrustrowanym, niedoinwestowanym, przegranym i rozczarowanym. To wystarczyło. Z tego samego powodu w swoich krajach wygrali i Orbán, i Trump.
Przywołani politycy, a najlepiej chyba Viktor Orbán, zrozumieli po prostu pewne procesy. Premier Węgier dzieli społeczeństwo na lud i elity. Robi wszystko, by ludowi, czy też narodowi, dogodzić. W demokracji to większość elektoratu, wrzucając kartę do urny, daje władzę czy większość konstytucyjną. Elity nie są istotne. Elity można zastraszyć, kupić lub zignorować. Powinno to być wielką przestrogą, ale może też być nową definicją populizmu. Orbán uśmiecha się i adoruje tylko lud, bo to on ma kartę wyborczą i daje prawdziwą władzę.
Mieliśmy do czynienia z połączeniem się elit politycznych z ekonomicznymi i medialnymi. Donald Trump przez całą kampanię był znienawidzony przez główny nurt mediów amerykańskich, takich jak „Washington Post”, „New York Times” czy CNN. Nic sobie z tego nie robił, ponieważ wiedział, że jego władza buduje się na opozycji do głównego nurtu. Teraz toczone są długie debaty, jak to się stało, co się wydarzyło i jak nie dopuścić do tego, żeby to powróciło. Nie uważam kadencji Donalda Trumpa za udaną. Pod wieloma względami on po prostu osłabił Stany Zjednoczone, ich wizerunek, ale także cały Zachód. Należy jednak zauważyć, że zmienił naszą rzeczywistość. […]
B. Góralczyk, N. Kołodyńska-Magdziarz: Świat Narodów Zagubionych, Wydawnictwo Nowej Konfederacji 2021.
Premiera książki: 1 czerwca 2021.