A. Fifield: Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una
Zakulisowa opowieść o karierze najbardziej tajemniczego tyrana świata
Odkąd rozniosła się wieść, że Kim Dzong Un przejmie schedę po ojcu, narosła wokół niego gruba warstwa mitów i przypowiastek propagandowych. W wieku trzech lat przyszły Wielki Następca miał posługiwać się bronią, w wieku sześciu – ujeżdżać najdziksze konie, a jako dziewięciolatek – pokonać mistrza Europy w wyścigach motorowodnych.
Mało kto wierzył, że niedoświadczony, chorowity chłopiec wychowywany w izolacji od świata zdoła utrzymać władzę w państwie. Tymczasem nie tylko przetrwał, ale i doskonale sobie radzi.
Jak wyglądało dzieciństwo Kim Dzong Una? Skąd wzięła się legenda o boskim pochodzeniu rodu Kimów? Dlaczego siostra Wielkiego Następcy nazywana jest koreańską Ivanką Trump i jaką rolę odegrała w polityce międzynarodowej? Czy powolne uwalnianie gospodarki w socjalistycznym kraju to najlepszy przepis na długie rządy?
Anna Fifield rekonstruuje przeszłe i teraźniejsze życie dyktatora, powołując się na ekskluzywne relacje osób z jego otoczenia, i przygląda się dynastycznym ambicjom Kimów. Dzięki połączeniu sceptycyzmu i rozległej wiedzy odmalowuje fascynujący obraz najdziwniejszego i najbardziej skrytego reżimu świata. Reżimu, który prowadzi politykę izolacjonizmu, a mimo to ma ogromne znaczenie na arenie międzynarodowej, który trwa w stanie permanentnego bankructwa, choć stać go na broń atomową. Autorka ze znawstwem kreśli sylwetkę jego przywódcy, Wielkiego Następcy, Niepokonanego Zwycięskiego Generała, Słońca Socjalizmu, wodza Kim Dzong Una (z materiałów Wydawnictwa SQN).
Zachęcamy do lektury. Wydawnictwu SQN, wydawcy książki „Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una”, dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji.
W ramach cyklu #ZostanWdomu i czytaj z #RODMŁódź publikujemy fragmenty książek o najważniejszych zagadnieniach ze stosunków międzynarodowych i polityki zagranicznej.
„Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una” (fragment)
[…] Kim Dzong Un może i stanowi idealną pożywkę dla kabareciarzy i karykaturzystów, lecz nie szczęściu czy przypadkowi zawdzięcza to, że zdołał zachować władzę. Od pierwszych dni rządów wszystko, co czynił, podporządkowane było jednemu jedynemu celowi: pozostaniu – jak to ujmują propagandyści – Zawsze Zwycięskim, Niezłomnym Wodzem Korei Północnej.
Zewnętrzni obserwatorzy mieli skłonność do umniejszania pozycji Wielkiego Następcy. Wielu utrzymywało, że jest on tylko pozorantem, a za sznurki tak naprawdę pociągają członkowie starej gwardii.
Często wskazywano na to, że w pierwszych miesiącach i latach panowania Kim Dzong Un faktycznie w pewnym stopniu polegał na przewodnictwie innych. Jego najważniejszą doradczynią była ciotka Kim Kyong Hui, która za życia Kim Dzong Ila stanowiła jeden z filarów reżimu. Dołożyła ona wszelkich starań, aby bratanek otrzymał wiedzę i wsparcie niezbędne do przejęcia steru państwa. Zadbała też, aby w rodowym skarbcu nie zabrakło pieniędzy.
Jej mąż, Jang Song Thaek – którego wcześniej widzieliśmy przy karawanie wiozącym ciało Umiłowanego Przywódcy – stał się „wieżą kontrolną” koordynującą codzienne funkcjonowanie władz. To on decydował, które informacje dotrą do Kim Dzong Una i z jakim priorytetem. Nieraz przekształcając je stosownie do własnych potrzeb.
Triumwirat najbliższych doradców zamykał Choe Ryong Hae, który w tamtym czasie pełnił funkcję dyrektora Generalnego Biura Politycznego Koreańskiej Armii Ludowej, organu odpowiedzialnego za edukację polityczną i ideologiczną wojska. Było to niezwykle istotne stanowisko, które zapewniało mu duże wpływy zarówno w kręgach wojskowych, jak i partyjnych.
Wielka trójca może i pomagała młodemu przywódcy stawiać pierwsze kroki, ale północnokoreański system polityczny opiera się na osobie naczelnego wodza. To Kim Dzong Un dzierżył władzę absolutną. A los trójki najbliższych doradców wkrótce miał wszystkim o tym przypomnieć.
W miarę umacniania kontroli nad państwem i elitami Wielki Następca zaczął systematycznie zaostrzać politykę izolacjonizmu, rezygnując nawet z pielgrzymek do Moskwy i Pekinu, które jego ojciec i dziadek odbywali regularnie. Starał się też uniemożliwić opuszczenie kraju komukolwiek innemu. Bezzwłocznie wziął się do uszczelniania granic, aby zapobiec ewentualnemu exodusowi ludności i upewnić się, że żelazny uścisk władzy nie poluźni się ani na jotę. Zablokował przepływ informacji, wykorzystując zaawansowane technologie informatyczne, aby złapać każdego, kto ośmieli się oglądać południowokoreańskie seriale czy słuchać chińskiego popu.
Zaaplikował społeczeństwu nowy zastrzyk terroru, stwarzając poczucie bezustannego zagrożenia. Na lud spłynęła świeża fala represji, zaś partyjne tuzy, którym udało się zyskać zbyt wielkie wpływy, stanęły przed groźbą wygnania do najodleglejszych zakątków kraju – o ile wódz był akurat w dobrym humorze.
Kim potrzebował wokół siebie kohorty popleczników, których los byłby nierozerwalnie uzależniony od jego sukcesu, zaczął więc się zastanawiać, kogo zatrzymać, a kogo wyeliminować. W brutalny sposób pozbył się potencjalnych rywali do tronu w osobach wuja i przyrodniego brata, aby jasno dać do zrozumienia, że w swej ambicji nie cofnie się przed niczym.
Jednocześnie zwiększył swobodę gospodarczą. Dla większości ludzi targi o cechach typowo kapitalistycznych stały się ważną częścią codzienności, co pozwoliło dać im poczucie rosnącego standardu życia.
Zabezpieczywszy sobie w ten sposób tyły, młody przywódca mógł poświęcić wszystkie środki reżimu na rozwój broni rakietowej i programu nuklearnego. Postępy i osiągnięcia w obu tych przedsięwzięciach zachodziły z tak oszałamiającą prędkością, że śmiertelny wróg Korei Północnej, Stany Zjednoczone, wkrótce musiał uznać zagrożenie za jak najbardziej realne.
Nawet absurdalny wygląd stanowił część planu Wielkiego Następcy.
Podczas gdy inni dyktatorzy próbowali ukryć fakt, że się starzeją, a w związku z tym mogą być śmiertelni – jak choćby Saddam Husajn czy Muammar Kaddafi, którzy uparcie farbowali włosy – Kim Dzong Un postąpił dokładnie na odwrót. Zrobił z siebie wcielenie swego dziadka. Nosił fryzurę jakby żywcem przeniesioną z lat 40. w Związku Radzieckim, a do tego kulał. Przemawiając, naśladował mrukliwy głos Kim Ir Sena, włącznie z chrypą nałogowego palacza. Poza tym, co najbardziej rzucało się w oczy, pomiędzy kolejnymi wystąpieniami publicznymi coraz bardziej przybierał na wadze.
Latem, na wzór swego wielkiego przodka, zakładał białe koszule z krótkim rękawem w stylu wczesnych demoludów. Zimą przywdziewał olbrzymie futrzane czapy. Nawet okulary wybierał staromodne, kwadratowe. Cały jego image był wzorowany na Kim Ir Senie, aby kojarzył się Koreańczykom ze starymi dobrymi czasami. I to działało.
Kiedy Hyon po raz pierwszy ujrzał Wielkiego Następcę – z pokaźnym brzuchem opiętym mundurkiem Mao i dziwacznie podgoloną głową – momentalnie przypomniały mu się lekcje historii i rodzinne opowieści o tym, jak to się w kraju powodziło za starego generała.
– Pomyślałem o Kim Ir Senie i czasach, kiedy w Korei Północnej żyło się lepiej. Sądzę, że wielu ludzi reagowało w ten sposób – wyznał były licealista z Hyesan, a następnie wyjaśnił: – Podobnie jak Koreańczycy z Południa z nostalgią wspominają Parka Chung-hee, Koreańczycy z Północy z nostalgią wspominają Kim Ir Sena, bo za jego czasów na Północy było lepiej niż na Południu.
Kim Dzong Un nie ograniczał się jednak do naśladowania wyglądu Wielkiego Wodza. Kim Ir Sen miał niezwykle silną osobowość i wykorzystał ją do stworzenia reżimu, w którym wszystko kręciło się wokół niego. Kim Dzong Il o tego rodzaju charyzmie mógł co najwyżej pomarzyć. Był oschły i wycofany. Kontakty z innymi ludźmi wzbudzały w nim ewidentną niechęć.
Wielki Następca zdecydowanie wdał się w dziadka. Wydawało się, że czerpie przyjemność z uprawiania polityki detalicznej, ze spotykania się z „wyborcami”. Rzecz jasna wcale nie potrzebował ich głosów – przywódca Korei Północnej zawsze dostaje się do Najwyższego Zgromadzenia Ludowego ze stuprocentowym poparciem i przy stuprocentowej frekwencji – pragnął jednak entuzjazmu. Aby podtrzymać mit ukochanego władcy, bez przerwy robił sobie zdjęcia w otoczeniu rozanielonych poddanych.
Zawsze pilnował, by w prasie i telewizji pokazywano go jako człowieka z ludu. Gdzie się nie pojawił – w szkole, sierocińcu czy szpitalu – roztaczał aurę przystępności, uśmiechał się szeroko i ściskał wszystkich, od dzieci po starców. Gdy udzielał indywidualnego przewodnictwa w gospodarstwach rolnych, głaskał po głowie małe koziołki.
W państwowych mediach zaroiło się od wywiadów z rzekomo losowo wybranymi obywatelami dzielącymi się swoimi przemyśleniami na temat nowego przywódcy. Wszędzie, od zakładów przetwórstwa spożywczego po wielkie fabryki środków farmaceutycznych, ludzie deklarowali poparcie dla wodza, którego opisywano jako „wiecznie niezachwianą mentalną ostoję koreańskiego narodu”.
Pewna kobieta nie potrafiła wręcz powstrzymać wybuchu uwielbienia.
– Wierzę, że jest panem naszego przeznaczenia – wyznała przed kamerą. – Dopóki mamy go przy sobie, nie musimy niczego się obawiać.
Reżimowe media oceniały debiut najmłodszego Kima z niesłabnącym entuzjazmem, a w sercach wielu zwykłych ludzi zakiełkowało ziarnko nadziei. Aby uczcić zmianę za sterem państwowej nawy, rodziny w całym kraju otrzymały kartki na niewyobrażalnie dekadenckie produkty, takie jak mleko czy ryby. Miał to być dar Wielkiego Następcy dla ludu. Optymizm wzrastał.
Min-ah liczyła sobie zaledwie kilka lat mniej niż nowy przywódca, a jej życie w 2012 roku wyglądało całkiem znośnie. Jak na standardy północnokoreańskiej prowincji była względnie zamożna. Mieszkała w Hoeryong, prężnym ośrodku handlowym przy granicy z Chinami. Jej mąż pracował jako kierowca ciężarówki, co pozwalało mu sporo dorabiać na szmuglu. Mieli dom z niedużym podwórkiem i małe dziecko. A gdy ich córeczka poszła do przedszkola, stać ich było na przekupienie opiekunów, żeby dobrze ją traktowali. Mówiąc krótko, stanowili typowy przykład przedstawicieli formującej się klasy średniej.
Mimo to Min-ah chciała wierzyć, że objęcie władzy przez Kim Dzong Una – millenialsa takiego jak ona – zwiastuje początek nowej ery. Ery lepszych relacji z Chinami – które raczej tolerowały, niż szczególnie hołubiły Koreę Północną – i resztą świata. Ery prosperity, w której Koreańczycy z Północy mogliby cieszyć się bogactwami i swobodami, jakie znali z oglądanych potajemnie ciemną nocą południowokoreańskich seriali.
Niestety na dłuższą metę nic się nie poprawiło. Właściwie to pod pewnymi względami życie stało się nawet cięższe. Granicę ufortyfikowano, co znacznie utrudniło szmuglowanie dóbr na drugą stronę rzeki. W rezultacie ceny poszły w górę. Cena proszku do prania podwoiła się, a potem potroiła.
Ziarnko nadziei obumarło, a jego miejsce zajęło rozczarowanie. Mąż i najbliżsi przyjaciele Min-ah zaczęli podkpiwać ze swego nowego półboga. Jeśli Kim Dzong Un może być wodzem, to i ja mogę – żartowali. W państwie policyjnym, jakim jest Korea Północna, takie gadanie to już działalność wywrotowa. Jeśli ktoś doniósłby na nich władzom, czekały ich poważne konsekwencje: zsyłka do obozu koncentracyjnego dla więźniów politycznych.
– Wszyscy wiedzieli, że Kim Dzong Il i Kim Dzong Un byli kłamcami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w wiadomościach słyszymy same kłamstwa. Ale nic nie mogliśmy powiedzieć. Tam ciągle ktoś słucha – opowiadała mi Min-ah kilka lat później, po tym jak wraz z mężem i dwiema córkami uciekła do Korei Południowej. – Jeśli ktoś się upije i powie, że Kim Dzong Un to sukinsyn, to już nigdy go nie zobaczysz.
Wielki Następca zdołał przejąć władzę po ojcu. Teraz musiał jeszcze udowodnić, że jest w stanie cokolwiek wykrzesać z sypiącej się kleptokracji, którą odziedziczył. […]
Anna Fifield: Wielki Następca. Niebiańskie przeznaczenie błyskotliwego towarzysza Kim Dzong Una, Wydawnictwo SQN 2020.
Książkę przetłumaczył Grzegorz Gajek.
Premiera książki: 29 stycznia 2020.